Na pierwszy rzut oka wygląda jak ograniczenie prędkości. Kwadratowy znak z niebieskim tłem i cyfrą, np. „30” czy „50”, może mocno zmylić. Nic dziwnego, że wielu kierowców reaguje konsternacją – czy to nowe ograniczenie? Czy za przekroczenie tej liczby grozi mandat? A może to jakaś nowa forma kontroli prędkości? Sprawa jest nieco bardziej złożona, ale też... całkiem logiczna.
Nowy znak drogowy wprowadza zamieszanie. Co właściwie oznacza?
W przeciwieństwie do klasycznych znaków zakazu, które mają okrągły kształt, czerwone obramowanie i białe tło – nowy znak drogowy jest kwadratowy, niebieski i nie wprowadza żadnego zakazu. Widoczna na nim liczba to nie granica, której nie wolno przekroczyć, ale prędkość zalecana. Taki znak pojawia się zazwyczaj w miejscach, gdzie droga wymaga szczególnej ostrożności – np. na ostrych zakrętach, wąskich przesmykach czy bardziej krętych fragmentach trasy.
Zobacz także:
Nie chodzi więc o przymus, a o sugestię. Prędkość wpisana na znaku ma pomóc w ocenie sytuacji – nie narzuca sztywnego limitu, ale sugeruje, że właśnie tyle kilometrów na godzinę będzie tam najbezpieczniejsze.
Nowy znak drogowy to nie zakaz, ale wskazówka
Dlaczego nie wprowadzono tam po prostu klasycznego ograniczenia? Bo nie każda sytuacja drogowa tego wymaga. Wyobraź sobie, że jedziesz lekkim, sportowym autem, które świetnie trzyma się drogi. Na zakręcie, gdzie pojawił się znak z niebieskim tłem i liczbą „40”, możesz czuć się komfortowo przy prędkości nieco wyższej. Z kolei kierowca większego, mniej zwrotnego samochodu albo ciężarówki, skorzysta z tej podpowiedzi i bezpiecznie pokona ten sam odcinek z zalecaną prędkością.
To bardzo elastyczne rozwiązanie – kierowca sam ocenia sytuację, ale dostaje przy tym wyraźny drogowskaz. A jednocześnie – unikamy wprowadzania zbyt wielu ograniczeń, które w niektórych warunkach mogą być po prostu niepotrzebne.
Mandatu nie będzie, ale… są wyjątki
Najważniejsze: za niestosowanie się do tego znaku nie grozi mandat. To nie jest przepis, który policja może egzekwować. Ale – i tu warto być czujnym – sytuacja może wyglądać inaczej, jeśli dojdzie do kolizji. W niektórych krajach (a być może i u nas w przyszłości), przekroczenie prędkości zalecanej może być potraktowane jako współprzyczynienie się do wypadku. Innymi słowy: nie ma obowiązku, ale są konsekwencje.
Może się więc okazać, że sąd weźmie pod uwagę fakt, że kierowca zignorował zalecenie. I choć przepisowo nie złamał prawa, to jednak nie zachował należytej ostrożności.
Warto zwracać uwagę, nawet jeśli znak „niczego nie nakazuje”
Nowy znak drogowy to dobry przykład na to, że nie wszystko, co widzisz na trasie, musi mieć od razu wymiar prawny. Czasem chodzi po prostu o zdrowy rozsądek. Zalecana prędkość to nie ograniczenie, ale wskazówka – i warto ją traktować serio, zwłaszcza w trudnych warunkach drogowych.
Więc następnym razem, gdy zobaczysz kwadratowy, niebieski znak z liczbą – nie panikuj, ale też nie ignoruj. To nie przepis, ale pomocna dłoń. A tych na drodze nigdy za wiele.