Tuż przed świętami w Węglińcu w powiecie zgorzeleckim doszło do oburzającego zdarzenia. Paweł Hein, który całą sprawę opisuje „Wirtualnej Polsce”, chciał pochować swoją babcię w rodzinnej parafii, ale zupełnie nie spodziewał się tego, jak zachowa się ksiądz. Duchowny krzyczał na rodzinę zmarłej, wyprosił z kościoła, ale to nie koniec.
Chcieli wyprawić pogrzeb, a ksiądz ich zaszokował
O tych oburzających wydarzeniach donosi „Wirtualna Polska”, z którą skontaktował się pan Paweł Hein, wnuk 82-letniej pani Władysławy z Węglińca w powiecie zgorzeleckim. Kobieta zmarła krótko przed świętami, a jej rodzina chciała zorganizować pogrzeb w swojej rodzinnej parafii. Pan Paweł i jego żona udali się więc do proboszcza, ale na miejscu mocno się zdziwili, gdy rozmowa zeszła na temat pieniędzy. Rodzina nie dysponowała bowiem dużymi środkami w związku z tym, że zbliżały się święta Bożego Narodzenia.
Zobacz także:
Na początku była normalna rozmowa, pytania o babcię. Na koniec ksiądz powiedział, że „ludzie za pogrzeb dają 800 zł". Ale żona się zapytała, czy to jest narzucony cennik, bo za bardzo nie mamy teraz przed świętami pieniędzy, czy to jest „co łaska". Wtedy ksiądz zaczął na nas krzyczeć, a na koniec kazał wyjść - powiedział pan Paweł w rozmowie z „Wirtualną Polską”.
„Nagle za mną wyleciał, rzucił we mnie tą kopertą”
Po dwóch dniach pan Paweł znów odwiedził proboszcza i wręczył mu kopertę, w której znajdowało się 400 zł za wyprawienie pogrzebu.
Wszedłem na parafię, dałem księdzu kopertę, powiedział: „Bóg zapłać" i wyszedłem. Nagle za mną wyleciał, rzucił we mnie tą kopertą, powiedział, żebym sobie znalazł „innego idiotę, który pochowa babcię" za tyle pieniędzy - mówi mężczyzna.
Rodzinie zależało na tym, by pogrzeb odbył się możliwie szybko, dlatego rodzina zmarłej próbowała jeszcze rozmawiać z proboszczem. Ten miał uznać, że „anuluje pogrzeb”, a później zamknąć drzwi rodzinie przed nosem.
Zamurowało mnie. Chowałem w tej parafii wcześniej ojca i matkę. Wtedy ofiara była naprawdę „co łaska" i nikt nie mówił o pieniądzach. Ale wtedy proboszczem był jeszcze inny ksiądz - mówi pan Paweł w rozmowie z „Wirtualną Polską”.
Ksiądz tłumaczy się z tej sytuacji
Opisywane wydarzenia dotyczą parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Węglińcu. Jej proboszcz, ks. Andrzej Jarosiewicz tłumaczy, z czego wynika przyjęta w parafii stawka 800 zł za pogrzeb:
Ja im powiedziałem, że przygotowując pogrzeb bierzemy ze sobą obsługę kościelną, bierzemy sprzęt na cmentarz, organizujemy całe przedsięwzięcie. Przecież tych ludzi też muszę opłacić - tłumaczył proboszcz w rozmowie z „Wirtualną Polską”.
Jednocześnie ksiądz grozi, że pozwie rodzinę pani Władysławy za zniesławienie. W rozmowie z redakcją nie uściślił jednak, czego dokładnie miałby ten pozew dotyczyć.
„Powiedział, że pieniądze nie grają roli”
Cała historia ma na szczęście dobre zakończenie, ponieważ ceremonię pogrzebową udało się przeprowadzić, ale w innej parafii, znajdującej się w Lubaniu. Choć kościół znajduje się 25 km od miejscowości, w której mieszka rodzina pani Władysławy, tamtejszy proboszcz nie chciał w ogóle przyjąć pieniędzy za pogrzeb.
Powiedział, że pieniądze nie grają roli, bo to nie o to chodzi. Ale nalegaliśmy, aby przyjął te 400 zł, więc się zgodził - powiedział pan Paweł Hein.
Duchowny, który odprawił pogrzeb chce pozostać anonimowy, ale wyjaśnił redakcji „Wirtualnej Polski” dlaczego podjął taką decyzję:
Zgodziłem się, ponieważ tego wymagało zwykłe człowieczeństwo. Przyszli do mnie ludzie, którzy spotkali się ze stratą bliskiej osoby i opisali sytuację, która ich spotkała. Prawo kanoniczne nie zabrania odprawiać pogrzebów osób spoza parafii, więc to zrobiłem