Zwyczajowo za czas odbywania przez księży wizyt duszpasterskich zwanych kolędą przyjmuje się w Polsce okres między świętami Bożego Narodzenia a świętem Ofiarowania Pańskiego, które przypada na 2 lutego. Z tą tradycją wiążą się jednak pewne kontrowersje związane na przykład ze zwyczajem wspierania Kościoła poprzez przekazywanie księdzu ofiary na rzecz parafii. Nie wszyscy wierni, tak samo jak nie wszyscy duchowni, uważają tę praktykę za słuszną. Na ten temat, ale także na wiele innych związanych z odbywaniem wizyt po kolędzie, wypowiedział się dla TOK FM ksiądz Wojciech, który odwiedza wiernych w jednej z krakowskich parafii.
„To już nie te czasy, że ktokolwiek boi się księdza”
Wiernych w jednej z krakowskich parafii w ramach wizyt po kolędzie odwiedza 32-letni ksiądz Wojciech. W rozmowie z TOK FM postanowił uchylić rąbka tajemnicy na temat tego, jak przebiegają takie spotkania. Duchowny przyznał, że wierni nie unikają tematów głośnych i kontrowersyjnych. Zdarza im się krytykować księdza bądź instytucję Kościoła i związane z nią osoby.
Zobacz także:
To już nie te czasy, że ktokolwiek boi się księdza. Jak jest okazja, by mu nawrzucać, to ludzie, w tym wierni, ją łapią. Najwięcej obrywa mi się za biskupa Marka. Ostatnio znów coś wypalił, porównał Tuska do Heroda i na kolędzie usłyszałem od pewnego pana: „Służyć pod takim szefem to chyba wstyd?“. Zbyłem to żartem, ale gdybym mógł, chętnie bym odpowiedział: „Jędraszewski to nasza Golgota“ - mówi ksiądz Wojciech w rozmowie z TOK FM.
Ksiądz o kolędzie: „Coraz mniej osób otwiera nam drzwi”
Ksiądz Wojciech relacjonuje, że maleje liczba osób przyjmujących duchownego po kolędzie. Niektórzy nie stronią również od negatywnych komentarzy kierowanych w stosunku do księdza bądź ministrantów.
Nie czarujmy się, w dużym mieście, jakim jest Kraków, coraz mniej osób otwiera nam drzwi. Wiadomo, niektórzy podczas wizyty duszpasterskiej są w pracy, ale wielu po prostu odeszło od Kościoła i ma już dość kolędy. Dlatego coraz częściej całujemy klamki. Nie ma w tym nic komfortowego. Ani dla mnie, ani dla ministrantów, którzy pukają do mieszkań. Czasem ktoś trzaśnie im drzwiami przed nosem, a niekiedy jeszcze fuknie, że klechy nie wpuści. Raz chłopak usłyszał: „Uważaj na tego księdza, bo cię jeszcze zmolestuje“ - relacjonuje duchowny.
Zdaniem księdza Wojciecha kolęda powinna być tylko dla chętnych, jednak nie zgadza się na to proboszcz parafii, który uważa, że z takim zachowaniem parafian należy się konfrontować. Zdarza mu się nawet porównywać chodzących po kolędzie z pierwszymi chrześcijanami prześladowanymi przez pogan.
Mówi, że mamy konfrontować się z tymi obelgami. Pozwalać ludziom, żeby dawali świadectwo o sobie. Czasem go ponosi i dodaje, że mamy być jak pierwsi chrześcijanie, których poganie prześladowali. Dla mnie to głupota. Po pierwsze: nie czuję się prześladowany, a po drugie: pierwsi chrześcijanie nie mieli żadnej władzy, a dzisiaj Kościół ją ma. Dalej większą, niż powinien, co ludzi już denerwuje. Jestem zwolennikiem Kościoła bez władzy, odchudzonego, czyli niemasowego. Tylko dla chętnych, a przez to bardziej prawdziwego - mówi ksiądz Wojciech.
Mało pieniędzy z kolędy? Reprymenda od proboszcza
Podczas rozmowy ksiądz Wojciech nie unikał również tematu związanego ze zbieraniem kopert w trakcie kolędy. Jak mówi duchowny, taki obowiązek nałożył na niego proboszcz i jest z tego rozliczany.
Nic nie da się ukryć. Bo jak wizytujemy blok z dwóch stron, czyli proboszcz bierze trzy klatki schodowe, a ja drugie tyle, to widać czarno na białym, kto ile zebrał. On przynosi do kancelarii np. jeden, dwa tys. zł, a ja ledwie 500 - przyznaje duchowny.
Kiedy ksiądz Wojciech przynosi po kolędzie zbyt mało pieniędzy, dostaje reprymendę od proboszcza. Wikary tłumaczy jednak, że nie zamierza brać pieniędzy od osób, które znajdują się w trudnej sytuacji materialnej.
Powtarza, że zbliżają się trudne czasy, bo Tusk chce nas "opiłować", zabrać Fundusz Kościelny. Gdy wtedy tacy beztroscy księża jak ja zostaną proboszczami, to parafie splajtują i będą w nich pizzerie. Odpowiadam, że to rozumiem, ale jak biedna staruszka wkłada stówę do koperty, to nikt mnie nie przekona, żeby ją wziąć - mówi ksiądz Wojciech.
Wikary, zapytany w rozmowie, czy „proboszczowi i pana duchownym kolegom oczy się świecą do tych stów”, odpowiada, że wolałby przemilczeć tę kwestię. Tłumaczy jednak, że dla niektórych ofiara na rzecz parafii jest jedynie wyrazem troski o kościół.
Spuśćmy na to światło zasłonę milczenia. Ale też nie lećmy w stereotyp, że to zawsze wynika z pazerności. Czasem naprawdę z troski proboszczów o kościoły, które są pod ich opieką - odpowiada wikary.