Już od dobrych kilku lat w mowie potocznej funkcjonuje określenie “paragony grozy”. W ten sposób określamy bardzo wysokie rachunki za jedzenie czy pamiątki, najczęściej kupowane w znanych miejscowościach turystycznych, ponieważ to właśnie tam jest największa szansa na „upolowanie” takiego paragonu. Nowy rok ledwie się rozpoczął, a już są pierwsze doniesienia o takich budzących grozę paragonach z Zakopanego. Pewien turysta nie uwierzył własnym oczom, gdy zobaczył na rachunku ile musi zapłacić za dwa grzańce.
„Dwa grzańce, rachunek grozy”
Przypomnijmy, czym właściwie są paragony grozy. Prawdopodobnie pierwszy raz to określenie zostało użyte kilka lat temu, gdy inflacja zaczęła dawać się we znaki i ceny rosły w ogromnym tempie. Było to odczuwalne zwłaszcza w miejscowościach turystycznych, gdzie zawsze było dość drogo, jednak w pewnym momencie ceny zaczęły być tak absurdalnie wysokie, że stały się przedmiotem żartów. Tak brzmi definicja paragonu grozy według „Wielkiego słownika języka polskiego”:
Zobacz także:
Paragon grozy (żart.): kopia paragonu z restauracji albo sklepu, którą wysyła się do redakcji mediów albo publikuje w Internecie, mająca świadczyć, że dany zakup albo usługa były zbyt drogie, i wywołać tym oburzenie czytelników
Najnowszy paragon grozy pochodzi z Gubałówki. Pewien turysta wybrał się tam na wycieczkę i postanowił kupić dwa kubeczki z grzanym winem. Nie spodziewał się jednak, że musiał zapłacić tak dużo. Cena za zaledwie dwa grzańce wyniosła bowiem aż 110 zł, co daje 55 zł za jeden kubeczek. Gubałówka. Dwa grzańce, rachunek grozy powiedział turysta w udostępnionym przez niego nagraniu na TikToku. Filmik robi furorę w internecie, a komentujący, wbrew pozorom, wcale nie są równie oburzeni co turysta z Gubałówki. Zwracają uwagę na to, że przecież jadąc w takie miejsce powinien się spodziewać, że ceny będą wysokie. Choć niektórzy przyznają, że 55 zł za kubeczek grzańca może być przesadą. Oto kilka spośród wielu komentarzy, jakie pojawiły się pod tym filmem:
W jakim celu zamówiłeś? Widziałeś cenę, to się zgodziłeś na coś takiego
W Szwajcarii jest taniej
Rachunek grozy, a kto ci kazał tam kupić?
Grzaniec w tej knajpie kosztuje 25 zł, więc nie wiem skąd on ma taką cenę na paragonie
Czepiają się faceta. Czy ta cena jest współmierna do tego produktu? To jest podstawowe pytanie [...]
Paragony grozy na jarmarkach. Gdzie było najdrożej?
Dla tych, którzy w tym roku odwiedzili jarmarki świąteczne w największych polskich miastach, takie ceny nie powinny być szokujące. Przykładowo, we Wrocławiu kubeczek grzańca kosztował 20 zł, co wydaje się ceną rozsądną. Jednak wino sprzedawane było w ozdobnych kubeczkach, za które pobierano kaucję również w wysokości 20 zł. Na większości stoisk nie było możliwości zamówienia grzańca do jednorazowego kubka, więc tak naprawdę za trunek trzeba było zapłacić 40 zł (choć była oczywiście możliwość zwrotu kubeczka i odzyskania 20 zł).
Szokujące był za to ceny na jarmarku bożonarodzeniowym w Poznaniu. Tam pajda chleba ze smalcem kosztowała aż 35 złotych! Szaszłyki wieprzowe, kaszanki i golonka sprzedawane były na wagę, gdzie cena za te pyszności wynosiła 199 zł/kg za szaszłyk, 100 zł/kg za kaszankę i 189 zł/kg za golonkę. Niewiele lepiej było ze słodyczami - w Poznaniu za lizak trzeba było zapłacić nawet 40 zł.
Z czego wynikają paragony grozy?
Co sprawia, że ceny są tak wysokie? Powodów jest oczywiście kilka. Po pierwsze - inflacja i wzrost kosztów. Więcej kosztują same towary, ich transport, a także zatrudnienie osób pracujących na stoiskach. Bardzo wysoki jest też koszt wynajęcia miejsca na jarmarku świątecznym - w końcu miasta nie oddają go za darmo. Właściciel stoiska płaci więc za możliwość sprzedaży towarów na jarmarku, za zużycie prądu czy wody. Wyższe ceny wynikają też z tego, że duże polskie miasta są w okresie świątecznym odwiedzane przez zagranicznych turystów, dla których 40 zł za grzańca nie jest bardzo wygórowaną kwotą. Do tego dochodzi też fakt, że taki jarmark organizowany jest tylko raz w roku i wielu z nas gotowych jest przymknąć oko na wysokie ceny.