Kierowca samochodu osobowego postanowił wjechać na zamarznięte jezioro Śniardwy. Po przejechaniu 900 m od brzegu lód się załamał. Auto utknęło w wodzie i niewykluczone, że zostanie tam aż do wiosny. Na miejscu wypadku pojawiły się Mazurskie Służby Ratownicze, które opublikowały w mediach społecznościowych nagranie, na którym widać zatopiony pojazd. Choć nie ma zakazu wjeżdżania na zamarzniętą taflę jeziora, w pewnych przypadkach może to zostać uznane za wykroczenie.

Kierowca samochodu wjechał na zamarznięte Śniardwy. Lód się załamał

Do incydentu doszło we wsi Nowe Guty. Kierowca samochodu wraz z pasażerem postanowili wjechać na zamarzniętą taflę jeziora Śniardwy. Nie jest to pierwszy i prawdopodobnie również nie ostatni przypadek – co roku ten sam „pomysł” realizuje wielu kierowców w Polsce. Niedawno po pokrytym lodem Zalewie Zemborzyckim na Lubelszczyźnie jeździł motocyklem mężczyzna. 22 lutego br. na Jeziorze Lednickim pod ciężarem auta również załamał się lód.

Zobacz także:

Taflę jeziora kierowcy traktują m.in. jak tor do driftowania. Skutki bywają tragiczne. Mazurska Służba Ratownicza udostępniła w mediach społecznościowych nagranie, na którym widać auto. Przy nagraniu umieścili również krótki komentarza:

Jak widać na niewiele się zdały nasze ostrzeżenia, by nie wchodzić na lód... Dzisiaj dostaliśmy też od Was filmiki z samochodami jeżdżącymi po Bełdanach – czytamy na profilu Mazurskich Służb Ratowniczych na Facebooku.

Mężczyźni wyszli z auta i na szczęście nic im się nie stało. Jakub Gwiazdowski z Mazurskiej Służby Ratowniczej przekazał redakcji olsztyn.eska.pl, że gdy zauważyli pojazd, to był już pusty, a kierowca i pasażer próbowali go wyciągnąć. Ratownicy ostrzegali mężczyzn, by tego nie robili, lecz bezskutecznie. Co więcej, już po wypadku na taflę jeziora wjechali kolejni kierowcy, by „podriftować”.

Zatopiony samochód może zostać aż do wiosny. Co grozi kierowcy?

Do wypadku doszło w niedzielę 23 lutego br. Jak podaje redakcja Polsatnews, w poniedziałek auto nadal znajdowało się w wodzie. Stefan Świderski, kierownik Stacji Mazurskiej Służby Ratowniczej w Okartowie, stwierdził, że pojazd może zostać w tym miejscu nawet do momentu, aż lód stopnieje.

Tam, gdzie tkwi to auto, jest oparzelina, lód ma ok. 11 cm grubości. To sytuacja niebezpieczna dla naszych ratowników. Takie samochody tkwiące pod lodem wyciągamy przy pomocy wyciągarki, nasze auto kotwiczymy w lodzie i wyciągarką wciągamy drugi samochód. W tym momencie nie mamy do czego naszego auta zakotwiczyć, lód jest zbyt kruchy – powiedział PAP Stefan Świderski.

Nie ma zakazu, który zabraniałby wjeżdżania autem na taflę zamarzniętego jeziora. Jednak Mazurska Służba Ratownicza stwierdziła, że auto znajdujące się w wodzie może zagrażać środowisku – gdy czyn zostanie tak zakwalifikowany, kierowca może otrzymać karę finansową lub nawet zostać pozbawiony wolności od 6 miesięcy do 8 lat. Redakcja Onet.pl podaje, że zarówno właściciel pojazdu, jak i świadkowie, nie złożyli w tej sprawie oficjalnego zawiadomienia.