Burj Al Babas - nazwa, która brzmi jak miejsce pełne magii, w rzeczywistości jest synonimem porażki i niespełnionych marzeń. To opuszczone miasteczko w Turcji wygląda jak scenografia z baśniowego filmu. Setki małych zamków z wieżyczkami, każdy jakby żywcem wyjęty z opowieści Disneya, stoją tam w równych rzędach, ale zamiast tętnić życiem, cieszą się wyłącznie zainteresowaniem turystów i fotografów. Jak doszło do tego, że ambitny projekt zamienił się w miasto widmo? 

Początek wielkich marzeń

Burj Al Babas to dzieło tureckiej firmy Sarot Group, która na początku lat 2010. postawiła sobie ambitny cel: stworzenie unikalnego osiedla dla zamożnych inwestorów z Bliskiego Wschodu i Europy. Miasteczko miało powstać w prowincji Bolu, strategicznie położonej między Stambułem a Ankarą. Wizja zakładała budowę 732 identycznych rezydencji stylizowanych na europejskie pałace z wieżyczkami, gotyckimi elementami i eleganckimi fasadami.

Zobacz także:

Każdy z tych „zamków” miał być przestronną willą o powierzchni około 325 metrów kwadratowych. Wnętrza zaplanowano tak, by spełniały potrzeby najbardziej wymagających klientów: przestronne salony, liczne sypialnie, luksusowe łazienki i wysokiej klasy materiały wykończeniowe. Domy były sprzedawane za kwoty od 400 do 500 tysięcy dolarów, a inwestorzy liczyli na duże zainteresowanie klientów z krajów Zatoki Perskiej, którzy często inwestują w nieruchomości w Turcji. Projekt zakładał także stworzenie dodatkowych atrakcji: luksusowego centrum handlowego, termalnego spa oraz terenów rekreacyjnych. Wszystko miało być otoczone pięknym krajobrazem tureckich wzgórz, co w teorii czyniło z Burj Al Babas idealne miejsce do życia i wypoczynku.

fot. Esin Deniz/Adobe Stock

Sarot Group ogłasza bankructwo

Choć pomysł wydawał się przemyślany, już w trakcie realizacji zaczęły się pojawiać problemy. Kluczowym z nich były finanse. Firma Sarot Group zainwestowała gigantyczne środki w budowę, ale sprzedaż domów nie szła zgodnie z planem. Choć udało się podpisać około 350 umów z nabywcami, było to za mało, by pokryć rosnące koszty budowy. W 2018 roku Sarot Group ogłosiło bankructwo, mając długi sięgające 27 milionów dolarów. Prace budowlane zostały wstrzymane, a miasteczko pozostało niedokończone. Ostatecznie ukończono około 587 z planowanych 732 zamków, ale większość z nich nigdy nie została wykończona wewnątrz.

Porażka projektu Burj Al Babas to także przykład, jak złe rozpoznanie rynku może zrujnować nawet najbardziej ambitne plany. Klienci, do których skierowano ofertę, mieli zupełnie inne oczekiwania. W krajach Zatoki Perskiej ceniona jest przede wszystkim prywatność i przestrzeń. Tymczasem zamki w Burj Al Babas stoją bardzo blisko siebie, w równych rzędach, przypominając bardziej ciasne osiedle niż luksusowe wille.

Dodatkowym problemem była lokalizacja. Choć okolica jest malownicza, miasteczko leży zbyt daleko od dużych miast i znanych atrakcji turystycznych. Zamożni inwestorzy woleli nieruchomości położone bliżej Stambułu, Morza Śródziemnego lub renomowanych ośrodków wypoczynkowych. Na te problemy nałożyła się także niestabilna sytuacja gospodarcza w Turcji. Kryzys walutowy, który rozpoczął się w 2018 roku, mocno wpłynął na rynek nieruchomości. Wartość tureckiej liry spadła, a zagraniczni inwestorzy zaczęli szukać bardziej opłacalnych lokacji.

fot. Esin Deniz/Adobe Stock

Dziś Burj Al Babas to miasto duchów

Efektem tych wszystkich problemów jest obraz Burj Al Babas jako miasta widmo. Wiele zamków to tylko betonowe konstrukcje, pozbawione okien i drzwi. Puste uliczki i rzędy identycznych budynków przyprawiają o dreszcze. Chociaż teren jest strzeżony, turyści i fotografowie z całego świata przyjeżdżają tu, by uchwycić surrealistyczny widok tego opuszczonego miasteczka. Co ciekawe, inwestorzy wciąż nie tracą nadziei na ożywienie projektu. W ostatnich latach pojawiły się plany ukończenia budowy i ponownego wystawienia domów na sprzedaż, ale na razie niewiele z tego wyszło.