Kuracjuszka opisała pobyt w sanatorium Orion w Ciechocinku. To znane i cenione przez wielu kuracjuszy miejsce. Obiekt dysponuje rozwiniętą bazą zabiegową i usytuowany jest w samym sercu uzdrowiska, w sąsiedztwie tężni solankowych oraz Parku Zdrojowego. Nie dziwi więc, że na pobyt w tym sanatorium (bądź wielu innych) ludzie potrafią czekać miesiącami. Niemniej każdy ma inne wymagania i oczekiwania wobec tego typu obiektów. W obszernej opinii na temat Oriona jedna z kuracjuszek opisała, co było jej zdaniem najbardziej uciążliwe.
Sanatorium w Ciechocinku. Czego można się spodziewać?
Kobieta podzieliła się swoim doświadczeniem na Facebooku na grupie Sanatoria – prywatne i z NFZ, turnusy rehabilitacyjne wszystkie informacje. Na wstępie przyznała, że sanatorium znajduje się w doskonałej lokalizacji, pochwaliła również bazę zabiegową ośrodka. Podkreśliła, że jej turnus sfinansował Narodowy Fundusz Zdrowia, ale chcąc prywatnie wybrać się do Oriona w celu podreperowania zdrowia, zapłacić należy 2200 zł za tydzień.
Zobacz także:
Lokalizacja idealna, baza zabiegowa bardzo dobra, fizjoterapeuci uwijają się jak mróweczki, spokojnie można sobie ogarnąć przydzielone zabiegi w godzinę, max. dwie, ponieważ nie upierają się, by przychodzić w stricte określonej i zaplanowanej godzinie. Mały ciepły basen solankowy jest. Jest on do wykorzystania albo na zasadzie przydzielenia go przez lekarza jako jeden z zabiegów, albo trzeba go sobie prywatnie wykupić (cena 20 zł za pół godziny). Pomoczymy się w nim, ale z uwagi na wielkość raczej nie popływamy, chyba że jesteśmy na nim sami — widnieje w poście opublikowanym przez byłą kuracjuszkę Oriona.
Kuracjuszka krytykuje wygląd pokoi w sanatorium. „Komuna”
Dalej kobieta chwaliła jedzenie, którego w jej opinii nie brakowało, choć narzekała na zbyt małą ilość serwowanych warzyw. Niespecjalnie podobały się jej również pokoje. O ile 6. i 5. piętro oferowało wyremontowane miejsca noclegowe, tak baza noclegowa z 4. pietra miała „pamiętać czasy PRL” i przypominać „komunę”. Fotografiami podzieliła się w poście na Facebooku, dodając, że ściany były brudne, a meble wyglądały „jak na koloniach z dawnych lat”. Pochwaliła jednak pracę osób, które zajmowały się utrzymaniem czystości w ośrodku.
Piętro 3. to oddział szpitalny i jest przeznaczony głównie dla osób posiadających skierowania na uzdrowiskowe leczenie szpitalne. Także nie jest wyremontowany. Na wszystkich piętrach co dwa dni Panie pokojowe uwijają się z mopami, więc generalnie nie ma co narzekać, na to, że jest brudno. Robią, co mogą. Ręczniki wymieniane raz na tydzień. Pościel wymieniana na szczególne życzenie, jeśli się coś zaleje lub człowiek złapie infekcję z gorączką i zrobi z niej barłóg. Generalnie wymiana pościeli w trakcie turnusu trzytygodniowego nie jest przewidziana i nie stanowi normy — opisuje kobieta.
fot. Facebook: Sanatoria - prywatne i z NFZ, turnusy rehabilitacyjne wszystkie informacje (post użytkownika: screenshot)
Wieczory w sanatorium. „Męczące doświadczenie”
Z postu kuracjuszki wynika, że mieszkała na 4. piętrze i — jak się okazuje — na tym samym poziomie znajdowała się kaplica, gdzie w godzinach popołudniowych odbywały się nabożeństwa. Jak wynika z relacji kobiety, zwykle trwały od ok. 17.30 do 21, zaburzając spokój mieszkających na tym samym pietrze kuracjuszy ze względu na głośne śpiewy wiernych czy grę na gitarze.
Wszystko się niesie po pokojach, więc raczej spokoju na czwartym piętrze od godz. 17 brak... chyba że ktoś uczestniczy w modlitwach od 17 do 21 i tak lubi. Nie neguję, ale dla lubiących wypocząć w spokoju, pokój na 4. piętrze może być męczącym doświadczeniem z uwagi na długość trwania tych mszy i śpiewów i ich głośność — podkreśliła kobieta na Facebooku.
A co z dancingami? Kuracjuszka opisała, że organizowane były wycieczki dodatkowo płatne, była również dostępna kawiarnia i obiekt zlokalizowany niedaleko ośrodka, który oferował możliwość zabawy do muzyki (nie posiadał koncesji na alkohol). W odpowiedzi na post kobiety wiele osób podkreślało, że do sanatorium jeździ się na zabiegi i nie powinno się zwracać na uwagi na brak okleiny na meblach, a jeden z komentujących zaznaczył, że opis hałasu, jaki miał dobywać się z kaplicy, był przesadzony. Inni z kolei przyznali rację kobiecie lub dziękowali za szczerą opinię.