Z danych przedstawionych przez Główny Urząd Statystyczny jednoznacznie wynika, że Polska zmaga się z dużym kryzysem demograficznym. Według szacunków, już w 2060 roku liczba mieszkańców naszego kraju będzie niższa o 6,7 mln niż aktualnie. W 2023 roku liczba urodzeń zmniejszyła się w porównaniu z rokiem poprzednim aż o 33 tysięcy. A to dopiero początek nadchodzących problemów.
Demografia Polski z dużymi problemami. Sopot na czele niechlubnego rankingu
Kryzys demograficzny dotyczy całej Polski, ale jedno z miast zdecydowanie odstaje w „rankingu" dotyczącym liczby narodzin dzieci. Mowa o Sopocie, który mimo że jest jednym z najbogatszych powiatów w Polsce, mocno zmaga się z niżem demograficznym. Z informacji przedstawionych przez serwis naTemat wynika, że w Sopocie w ubiegłym roku szkolnym do przedszkoli chodziło 710 dzieci, natomiast w bieżącym roku szkolnym liczba ta spadła do 660. Dane Głównego Urzędu Statystycznego również potwierdzają ten niepokojący trend. Współczynnik dzietności w Sopocie w 2023 roku wyniósł bowiem jedynie 0,69 i był najniższy w całym kraju. Aby jeszcze bardziej uzmysłowić skalę tego problemu, średni współczynnik w całym kraju wyniósł 1,16.
Zobacz także:
Dzietność na poziomie 1,16 oznacza niemal dwukrotny spadek liczności każdego kolejnego pokolenia!
— Marek Sobolewski (@Marek39556099) October 23, 2024
W wielu powiatach jest jednak jeszcze gorzej - dzietność nawet poniżej 0,90.
W ostatnim roku spadła dzietność w miastach.
Najmniejsza dzietność była w Sopocie: 0,69 (!).
⬇️ DANE ⬇️ pic.twitter.com/znI1f5mpzR
Może właśnie to z powodu dobrobytu? W sytuacji, gdy mamy do czynienia z przewagą dobrze sytuowanej klasy średniej, dzieci okazują się często zbędnym balastem. Kiedy ktoś żyje ze swoim partnerem, można sobie podróżować po świecie, bywać w różnych miejscach. Człowiek nie jest wtedy uwiązany. Dzieci mogą być obciążeniem- tłumaczy socjolog i regionalista z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, dr Stefan Marcinkiewicz, w rozmowie z naTemat.
Dlaczego Sopot zmaga się z najwyższym spadkiem dzietności w kraju?
Sopot jest uznawany za miasto, w którym średnie zarobki są stosunkowo wysokie, w porównaniu do innych regionów kraju. Mimo tego, internauci zwracają uwagę na inny problem, który może być przyczyną niżu demograficznego w tym mieście. Chodzi mianowicie o ceny mieszkań w całym regionie, które są najwyższe w Polsce, co może mieć wpływ na spadek dzietności. To jednak niejedyny problem. Serwis naTemat przypomina, że w 1961 roku podjęto decyzję o likwidacji oddziału położniczego w szpitalu na Stawowiu. Z tego powodu kobiety w ciąży, mieszkające w Sopocie, muszą udawać się na porodówkę do Gdańska lub Gdyni. Problem logistyczny i brak odpowiedniego szpitala (nie wliczamy w to Europejskiego Centrum Rodziny z prywatnym oddziałem położniczym - nie każdego stać na taki wydatek) sprawia, że mieszkańcy Sopotu jeszcze bardziej wzbraniają się przed decyzją o powiększeniu rodziny.
Kiedyś kobiety rodziły w wieku 18-24 lat. Teraz powyżej 27 czy 30-40 lat. (...) Sytuacja w kraju pod względem demograficznym jest nieciekawa. Model dwa plus jeden jest dominujący. Nie wystarczą pieniądze i mieszkanie, wchodzi w grę kwestia całej infrastruktury, m.in. żłobków i przedszkoli, różnych obciążeń, które się z tym wiążą. Posiadanie dzieci to nie tylko obciążenie dla budżetu, ale i psychiki człowieka - tłumaczy dr Stefan Marcinkiewicz.
500 plus lekiem na wszystkie problemy?
Rząd od dłuższego czasu zdaje sobie sprawę z niżu demograficznego w naszym kraju. W związku z tym zdecydowano się wdrożyć różne programy dla obywateli, takie jak 500 plus (teraz 800 plus - dop. red). Zdaniem dr Stefana Marcinkiewicza tego typu zabiegi są czysto propagandowe i nie mają szans zażegnać niżu demograficznego w Polsce.
500 plus to był zabieg czysto propagandowy. Opowiadali o eksplozji demograficznej, która nie powstała i nie powstanie. Można powiedzieć, że to program socjalny, ale źle skrojony. On ma sens, wspierając rodziny wielodzietne, które w Polsce są najbardziej narażone na popadnięcie w ubóstwo. Program 500 plus miał jednak zapewnić władzę jednej partii - podkreśla dr Stefan Marcinkiewicz w rozmowie z naTemat.